Jak media napędzają błędne koło otyłości?

Jaką rolę odgrywają media w problemie otyłości i nadwagi? Wydaje się, że wyjątkowo pozytywną; promują przecież zdrowy tryb życia, przekazują nowinki naukowe dotyczące tej tematyki i unaoczniają szkody zdrowotne nadmiernej masy ciała. Nic bardziej mylnego, bowiem to właśnie media są jednym z katalizatorów problemu.

TEKST: ALEKSANDRA FRYDRYSIAK

Badacze od dawna analizują nadwagę w kontekście przekazu medialnego. Wyodrębniono trzy perspektywy przedstawiania przyczyn otyłości, obserwowane w mediach – medyczna(jako wynik choroby, genetyki), środowiskowa(siedzący tryb życia, przetworzone jedzenie) i indywidualna (brak samokontroli i silnej woli). Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że ta ostatnia zdecydowanie dominuje.


Media (…) biorą aktywny udział w kreowaniu problemów społecznych. Opisują otyłość jako coś, co wymknęło się spod kontroli, symbol zbliżającego się upadku społeczeństwa.


Często zapomina się, że media nie są wyłącznie lustrem dla problemów społecznych, ale biorą aktywny udział w ich kreowaniu. Opisują otyłość jako coś, co wymknęło się spod kontroli. Czasem można nawet spotkać wiadomości o „epidemii” otyłości. Jednocześnie, te same media sprzecznie dowodzą, że to problem łatwo rozwiązywalny z użyciem odrobimy wysiłku i zdrowego rozsądku. Według nich  przyczyny nadwagi i otyłości leżą zawsze po stronie jednostki. Jedynym wyjątkiem jest mowa o dziecięcej nadwadze, kiedy to całą winę zrzuca się na rodziców lub szkołę.

Badania wykazują, że to jak media prezentują dany problem, w jaki wkładają go kontekst i jakie przypisują mu przyczyny, wpływa na podejmowane działania prewencyjne w danym kraju. Media alarmują i popychają do działania wytwórców żywności, rząd, szkoły i instytucje zdrowia publicznego. Prezentowanie problemu otyłości i nadwagi w sposób niezróżnicowany, z wyłącznie jednej perspektywy, zamyka tak naprawdę pole do dyskusji. Tym samym efektywnie blokując adekwatne działania naprawcze.

Środki masowego przekazu donoszą o odkryciach naukowców bardzo selektywnie, dążąc do jak największej sensacji i dramatu. Po to by polepszyć własne statystyki. Dziennikarze rzadko okazują sceptycyzm co do przedstawianego materiału i nie sprawdzają dokładnie źródeł, Korzystając z metody głuchego telefonu przekazują sensację od gazety do gazety.

Zdarza się nawet, że manipulują słowem tak zręcznie, że choć prezentują prawdziwe dane z badania naukowego, zmieniają zupełnie płynące z niego wnioski. Przykładem może być artykuł cytujący badanie dowodzące nieskuteczności diet, który kończy się sentencjonalną puentą zalecającą czytelnikom dietę. Sztuczny dramatyzm jest świetnym motorem dla popularności i oglądalności. Jednak nie do końca odzwierciedla rzeczywistość. W ten sposób wzmacniają się negatywne stereotypy, notabene również będące udziałem mediów


Kiedy w przekazie pojawia się osoba z nadwagą, często komunikuje coś dotyczącego bycia grubym –albo opowiada dowcipy o przejadaniu się, albo gra postacie zakompleksionych nieudaczników.


W telewizji czy czasopismach widzi się głównie wizerunki szczupłych osób. Chudość jest więc ukazywana nie tylko jako pożądana norma, ale i stan faktyczny. Kiedy w przekazie pojawia się osoba z nadwagą, często komunikuje coś dotyczącego bycia grubym. Innym razem opowiada dowcipy o przejadaniu się albo gra postacie zakompleksionych nieudaczników. Według badań takie obrazowanie otyłych osób nasila negatywne postawy wobec tej grupy społecznej. Nasuwa ponadto oglądającym na myśl atrybuty takie jak lenistwo, nieumiarkowanie, niechlujstwo.

Dodatkowo obserwuje się ciągłe przesuwanie granic – wymiary ciała uznawane za standardowe i atrakcyjne są coraz mniejsze. Ta „idealna sylwetka” jest celowo kojarzona z atrakcyjnością, sukcesem i poczuciem kontroli. Takie schematy pogłębiają niezadowolenie z ciała u osób z nadwagą. U osób mieszczących się w normie powodują ciągłe poczucie niedoskonałości. W efekcie obie grupy próbują różnych szybkich metod odchudzania, a przemysł dietetyczny kwitnie. Środki odchudzające, zamienniki żywnościowe i diety reklamuje się z dodatkiem marzeń – zapewnią zdrowy wygląd, szczęście, miłość i w ogóle stanowią lek na wszelkie bolączki.

Prawda natomiast jest taka, że stosowanie diet odchudzających prowadzi do zbytniego zaabsorbowania jedzeniem, nastrojów depresyjnych i apatii, aż w końcu utraty kontroli nad jedzeniem, co skutkuje przejadaniem się. Organizm poddany sztucznemu wygłodzeniu robi wszystko, by wrócić do swojej wyjściowej wagi, magazynuje kalorie i zmienia przemianę materii. W ten oto sposób słowa „epidemia otyłości” stają się faktem, dzięki samemu powtarzaniu ich wystarczająco długo. Koło się zamyka.

Skrajnością są programy i reklamy mające zachęcić do odchudzania, które stosują metodę „przed-po”. Przykładowo amerykańskie show „Biggest Loser” (mające swoje odpowiedniki w wielu krajach, w tym Polsce) oferowało nagrodę pieniężną dla osoby, która zrzuci najwięcej kilogramów do finału programu. Uczestnicy chudli naprawdę dużo, w naprawdę krótkim czasie.

Patrząc na fasadę, można pomyśleć, że to cudowna inspiracja dla osób pragnących zmienić swoje życie. Da się? Da się! Jednak patrząc za kulisy, okazuje się, że metody odchudzania używane w programie były wyjątkowo niezdrowe i rygorystyczne. Reżim polegał na głodzeniu się i ćwiczeniu całymi dniami, od rana do wieczora, tak że dziennie spalano nawet do 9 tys. kalorii.

Podczas finału fałdy skóry pozostałe po nadmiarowej tkance zostały starannie ukryte pod uciskową bielizną, a wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Jednak nikt nie pokazał tego, co działo się potem; w ciągu 6 lat praktycznie wszyscy uczestnicy wrócili do początkowej wagi lub przytyli nawet bardziej.

Badacze porównali ich przemianę materii z tą sprzed programu i okazało się, że potrzebują do przeżycia mniej kalorii(między 500 a 800 w zależności od osoby) niż przeciętny dorosły człowiek. Jeden z uczestników zmuszony był ćwiczyć 2-3 godziny dziennie, by nie tyle schudnąć, co w ogóle utrzymać efekt po programie. Gdy tylko musiał wrócić do swojej pracy zawodowej, kilogramy zaczęły wracać.


Ta „idealna sylwetka” jest celowo kojarzona z atrakcyjnością, sukcesem i poczuciem kontroli. Takie schematy pogłębiają niezadowolenie z ciała u osób z nadwagą, a u osób mieszczących się w normie powodują ciągłe poczucie niedoskonałości.


W ten sposób przekaz show nagle zmienia się z pozytywnego w ustanawiający niemożliwe dla odchudzania standardy. Program przykuwał uwagę i miał ogromną oglądalność, co z pewnością przekładało się na duży zysk dla producentów – jednak życie wielu osób zostało na zawsze wywrócone do góry nogami. Uczestnicy zaznali nieodwracalnej szkody na zdrowiu psychicznym i fizycznym. Natomiast wszyscy widzowie próbujący iść ich śladem doznali szoku, że nie chudną ani tak szybko, ani tak łatwo.

Żadna zmiana nie może być realna, trwała i dobra, jeśli jest motywowana strachem, wstydem i presją otoczenia. Zmiany stylu życia powinny być motywowane chęcią rozwoju i zdobycia pewnych wartości dodatnich zamiast panicznej ucieczki od „straszliwych konsekwencji”. A już na pewno rady w tym zakresie nie powinny być czerpane z telewizji śniadaniowej, tylko od certyfikowanych specjalistów.

Jeżeli kiedykolwiek spotkasz reklamę obiecującą kolejną dietę-cud, jeśli ktokolwiek mówi ci, jak powinnaś wyglądać, co masz jeść i że czegoś powinnaś się wstydzić – zrób sobie przysługę i zignoruj to. Zamiast łykać kolejne sensacyjne bzdury, wyłącz telewizor i zaakceptuj siebie.


Udostępnij:

Bądź na bieżąco i dołącz do newslettera!