Złość niejedną ma twarz

“Dlaczego to właśnie ja muszę cierpieć?” “Inni żyją normalnie, a ja ciągle biegam od szpitala do szpitala. Mam tego dosyć.” “Zdrowy człowiek nigdy nie zrozumie mojego bólu i cierpienia.” “Miałam plany na wspólny wyjazd ze znajomymi, a choroba znów pokrzyżowała mi plany.” “Mogłam trzymać się tej diety, ale jak zwykle musiałam wszystko zepsuć. I znów czuje się beznadziejnie. Nie chce nawet patrzeć na wyniki badań.”

TEKST AGNIESZKA LATUS

Złość. Jedna z podstawowych emocji. Emocji, którą każdy z nas, przynajmniej raz w życiu, odczuwał. Nie należy do tych przyjemnych i pożądanych. Będąc źródłem wielu wątpliwości. Czy dobrze jest ją odczuwać? Czy złość jest pomocna? Aż w końcu: czy mam w ogóle prawo ją czuć? Na te pytania, jak na większość nie ma radykalnych odpowiedzi. Chyba, że weźmiemy pod uwagę ostatnie pytanie. Więc tak. Mamy prawo odczuwać złość. Wszyscy. Bez wyjątku. Jednak, czy zawsze warto ją odczuwać, będzie zdecydowanie bardziej trafnym pytaniem.

Złość, mimo tego, że jest związana z nieprzyjemnymi dla nas myślami i odczuciami z ciała, ma w sobie pozytywne funkcje. Może pomagać nam w sytuacji zagrożenia. Gdy chcemy się obronić. Zaznaczyć własne granice, gdy ktoś za wszelką cenę próbuje je przekroczyć. Jest ważnym komunikatem dla kogoś, że nie podoba nam się jego zachowanie. Czasem też motywuje nas do działania lub też wyjścia z niezdrowych sytuacji, np. zmiana niesatysfakcjonującej pracy, czy relacji.

Szczególnie, że często wyłączenie się z takich okoliczności jest związane z poczuciem straty. A złość jako energia, może pomóc nam w odcięciu się, stwarzając szansę zmiany na lepsze. Bywa jednak, że złość poza bólem głowy i innymi fizycznymi, czy psychicznymi problemami, nie wnosi do naszego życia nic dobrego. Jesteśmy wściekli na siebie, bo znów czujemy się źle i nie mamy siły wstać z łóżka. Złościmy się na partnera, bo nie rozumie naszej choroby, związanego z tym bólu, cierpienia, czy ograniczeń. Czujemy ogromny gniew, bo mieliśmy już plany, a choroba znów nam je pokrzyżowała. I zamiast wymarzonych wakacji, czeka na nas szpitalne łóżko.

Dlaczego złość w takich sytuacjach nie jest zazwyczaj warta odczuwania? Bo jeśli nie zamierzamy zmienić danej sytuacji, (np. nie wspierającego partnera) zadziałać (np. opisując mu nasze uczucia i potrzeby) lub też nie możemy zmienić okoliczności, w których się znaleźliśmy (np. choroba) złość nie przynosi nam żadnych korzyści. Za to strat sporo. Chociażby w postaci pogorszenia samopoczucia, zdrowia, czy relacji z innymi. Skoro bilans zysków i strat wychodzi ujemny, dlaczego sobie to robimy? Co takiego może sprawiać, że brniemy w coś, co nas niszczy?

Bardzo częstą przyczyną są nasze schematy, nawykowe przekonania, które tak silnie tkwią w naszych głowach. “Muszę zawsze dawać radę. Ludzie, którzy leżą cały dzień w łóżku są bezużyteczni, a przez to bezwartościowi.” “Każdy powinien wiedzieć jak się czuje. To normalne, że oczekuje zrozumienia i opieki.” Może to wynikać również z nierealistycznego spostrzegania ludzi, czy świata w ogóle. Braku akceptacji dla ludzkich ograniczeń, ułomności, cierpienia, czy bólu.

Często też złoszcząc się na daną sytuację myślimy sobie, że nie tak miało być. Powinno być inaczej. Bo jeśli czegoś chcemy i uznajemy za słuszne, to właśnie tak ma się stać. Przypisując sobie cechy, co najmniej boskie, albo jakąś niewyobrażalną, magiczną moc. Dokładnie tak jakby to wszechświat miał się nam podporządkować, a nie odwrotnie. Zapominamy jednak o jednej bardzo ważnej kwestii. Świat rządzi się związkami przyczynowo-skutkowymi.

A więc jeśli nie trzymałem/łam się zaleceń dietetycznych, to mój poziom glukozy nie ma prawa być w normie. I tak właśnie powinno się stać. A złoszczenie się na siebie, że przecież mogłem/łam to przewidzieć, zrobić inaczej, doprowadzi w najlepszym wypadku do frustracji. Niczego więcej. Mogłaś/łeś. Ok. I stało się. Widocznie w danym momencie, nie potrafiłeś/łaś inaczej. Pytanie, co możesz zrobić teraz? Jak zadbać o Twój aktualny stan zdrowia?

Być może teraz kiełkuje w Tobie pytanie: “No dobrze pani psycholog. Ale czym ja się przyczyniłam/łem do tego, że jestem chora/y. Skoro moje schorzenie nie ma określonych przyczyn. Jaki można tu znaleźć związek?”

Przyczyny są zawsze. Choć może na dzisiejszy stan wiedzy nie do końca znane, ale są. Tak urządzony jest świat. I nie chodzi tu o przyczyny w Tobie. O Twoją winę. Być może wpłynęły na to czynniki genetyczne, czy też środowiskowe.

Co więc zrobić w takiej sytuacji?
Z choroby nie można tak po prostu wyjść, tak jak z niezdrowej relacji. Nie można też sprawić, by wyleczyć się z nieuleczalnej choroby. Ale jest rozwiązanie. Akceptacja danego stanu rzeczy. To nie jest łatwe. Wymaga pracy nad sobą, swoimi przekonaniami, myślami, ale jest osiągalne. Choć może zabrzmi to trywialnie, akceptacja pozwala nam poczuć wolność od niechcianych i niekorzystnych dla nas okoliczności. Mając ją w sobie łatwiej jest osiągnąć spokój i równowagę. W zamian za, doprowadzającą do ruiny nasze zdrowie- złość.

Źródła:
Maultsby jR. M.C (2013). Racjonalna Terapia Zachowania. Żnin: Wydawnictwo Dominika Księskiego Wulkan.
Janeczek-Romanowska A., (2016) „To nie Ty mnie wkurzasz, to ja się wkurzam.”

Udostępnij:

Bądź na bieżąco i dołącz do newslettera!