U większości pacjentów cierpiących na nadwagę większą rolę od czynników biologicznych grają uwarunkowania psychologiczne i społeczne. Nie tylko mogą prowadzić do wzrostu masy ciała, ale też odpowiadają za niemożność pozbycia się jej mimo licznych prób. Na nasze przyszłe życie wpływają zwłaszcza wczesne doświadczenia z dzieciństwa. Jawnym przykładem patologii może być doświadczanie molestowania seksualnego czy przemocy w przeszłości.
Kobiety po takich przejściach mogą podświadomie utrzymywać nadmierną masę ciała, zapewniającą im poczucie bezpieczeństwa. Może to stanowić obronę przed zainteresowaniem potencjalnych partnerów seksualnych czy oprawców. Po spadku masy ciała odczuwają nasilony lęk i niepokój, choć świadomie nie łączą tego z wagą. Możliwe także, że po przebyciu traumatycznych doświadczeń, mniej troszczą się o prozaiczne problemy, a wpasowanie się w „ideał piękna” nie zajmuje wysokiego miejsca w ich hierarchii wartości. Dodatkowo ciężkie dzieciństwo prowadzi do odczuć depresyjnych, a więc mniejszej motywacji, apatii i obniżonego poczucia sprawstwa, co może uniemożliwiać utratę wagi.
Mniej oczywiste, ale nadal bardzo ważne, są wzorce przekazywane dziecku przez rodziców i atmosfera w domu dotycząca jedzenia. Nie chodzi tutaj bynajmniej o karmienie dziecka słodyczami czy pozwalanie mu na siedzenie przed komputerem zamiast aktywnego trybu życia. Mowa o drobnych niuansach, jak to czy posiłki są spożywane w gronie rodziny i przygotowywane w domu. Dzieci karmione nieregularnie i w mało stałych warunkach – np. raz przez babcię, a raz na mieście – zjadają większe porcje posiłków, które są często także złej jakości, wysoko przetworzone i ubogie w składniki odżywcze.
Niektórym rodzicom wydaje się też, że im więcej dziecko zje, tym będzie zdrowsze i silniejsze. Jest to jednak nieprawda, dziecko ma znacznie mniejszy żołądek od dorosłego i mniejsze zapotrzebowanie kaloryczne. Zbyt duża porcja na talerzu nie świadczy o trosce, tylko o nieznajomości potrzeb własnego dziecka. Babcie, które robią z obiadu obowiązek i mamy, które próbują przekształcić go w zabawę (np. leci samolocik do buzi) wychowają albo niejadków, albo przyszłych otyłych. Ogromnym błędem jest także używanie jedzenia jako nagrody, np. za dobre zachowanie. Jedzenie staje się pozbawiane swojej podstawowej funkcji – odżywienie organizmu zgodnie z jego zapotrzebowaniem. Zostaje mu nadana głębsza symbolika, a bodziec jedzeniowy może być kojarzony praktycznie ze wszystkim, od ulgi aż po poczucie bezpieczeństwa.
Dzięki błędnym wzorcom rodzinnym, ludzie przenoszą zły styl odżywiania na późniejsze życie. Stosują nieefektywne strategie regulowania emocji i radzenia sobie ze stresem przy pomocy jedzenia. Nie potrafią kierować się wskazówkami wewnętrznymi dotyczącymi sytości, swoje poczucie najedzenia uzależniają od wskazówek obiektywnych, jak pora dnia, dostępność pokarmu czy jego smak. Mają tendencję do zjadania większej ilości pokarmów wysokokalorycznych i prędzej przechodzą do deseru.
Często wyznaczają sobie granice ilościowe zamiast jakościowych. Choć teoretycznie są one poprawne w perspektywie całego dnia, w danym momencie mogą pozostawać poniżej fizjologicznej granicy głodu, a ssanie w żołądku nie zniknie. Przykładowo „minęły 3 godziny od śniadania, mogę zjeść tylko 150 kcal”. Kiedy restrykcje przerosną ludzi i zjedzą jakiś nieplanowany posiłek, który zaburza ich plan dnia, następuje u nich rozhamowanie. Przyjmują postawę „wszystko albo nic”. Jeżeli zjadło się zakazaną słodycz, poczucie wstydu i winy może być tak silne, że chęć zminimalizowania go przez jedzenie tylko wzrasta jeszcze bardziej. W efekcie powstaje napad objadania się, niekontrolowane spożywanie ogromnych ilości jedzenia, które na krótką chwilę przynosi poczucie ulgi. Zaraz potem cała sekwencja zaczyna się od nowa. W literaturze mówi się o tzw. błędnym kole odchudzających się lub o syndromie fałszywej nadziei.
Odwrotna sytuacja zachodzi u osób, które nie stawiają przed sobą ograniczeń. Po spożyciu posiłku, który w ich mniemaniu był wysokokaloryczny, w ramach rekompensaty ograniczają dalsze spożywanie i nie doświadczają przykrych uczuć. To jeden z powodów dla których narzucanie sobie rygorystycznych diet odchudzających jest kontr-efektywne.
Niektórzy badacze postulują, że objadanie się jest nie tylko wynikiem genetyki czy socjalizacji, ale można je uznać za pełnoprawne uzależnienie, działające na organizm tak samo jak uzależnienia od substancji psychoaktywnych. Niektóre produkty mogą nawet powodować symptomy zespołu abstynencyjnego, np. likwidacja cukru z diety daje podobne objawy jak przy odstawianiu opiatów. Są to m.in. drażliwość, bóle głowy i symptomy zbliżone do grypy. To czy ktoś uzależni się od jedzenia, a raczej konkretnych produktów jak czekolada czy cukier, zależy od wrażliwości i reaktywności układu nagrody w mózgu. Chodzi tu szczególnie o liczebność receptorów dopaminy. Uzależnienie od jedzenia łączy się także z pewnymi cechami osobowości. Przykładowo impulsywność, która negatywnie wpływa na umiejętność odmówienia sobie przyjemności i dokonywania korzystnych dla siebie wyborów.
Warto też wspomnieć, że osoby otyłe często charakteryzują się specyficznym profilem poznawczym. Składa się na niego zwiększona reaktywność na bodźce związane z jedzeniem (zarówno w formie reakcji fizjologicznych jak i silnego głodu psychicznego), większa orientacja na jedzenie wysokokaloryczne, nastawienie na szybką gratyfikacje oraz zaburzone funkcje wykonawcze, zwłaszcza niemożność powstrzymywania zachowań automatycznych.
Takie specyficzne uwarunkowanie poznawcze to kolejna rzecz odpowiedzialna za ogromne trudności w zmianie stylu życia osób z nadmierną masą ciała. Prosta rada: „mniej jeść, więcej ćwiczyć” okazuje się nagle niemożliwa do wprowadzenia w życie, gdy własny organizm sabotuje wszelkie wysiłki. Dobre wieści są takie, że istnieją terapie poznawczo-behawioralne, skoncentrowane na rozwoju deficytowych zdolności poznawczych.
Człowiek jest niesamowicie złożonym tworem, który nie może być rozpatrywany jedynie jako zbiór zachowań. Nie wszyscy posiadają silną wolę czy motywację i jest to coś zupełnie naturalnego i ludzkiego, a już na pewno nie zależy wyłącznie od dobrej woli jednostki. Można sobie zadać pytanie czy gdyby oddziaływaniom marketingowym było się tak łatwo oprzeć, to specjalistom w ogóle chciałoby się opracowywać skomplikowane kampanie reklamowe? Jeśli rzeczywiście chcemy pomóc osobom otyłym z naszego otoczenia, powinniśmy przestać je deprecjonować i obarczać winą, a zamiast tego skupić się na szukaniu specjalistycznej pomocy, która pozwoli zlikwidować źródło problemu, a nie tylko objaw.
Aleksandra Frydrysiak
Bibliografia:
Bądź na bieżąco i dołącz do newslettera!