Etykieta to potocznie mówiąc nazwa lub opis przypisane komuś lub czemuś. Pozornie wydaje się być bez znaczenia, zwykła część codziennego życia i interakcji społecznych. Często jest wręcz pożądana i oczekiwana, np. gdy chcemy, by lekarz określił, co dokładnie nam dolega. Jednak czy rzeczywiście etykietowanie jest tak nieistotne, jak nam się wydaje?
Gdy udajemy się z problemem do dowolnego specjalisty, naturalne jest, że oczekujemy diagnozy. Diagnozowanie to proces, który w teorii powinien być wolny od wszelkiego wartościowania. W praktyce – nie do końca. Diagnoza bardzo łatwo może stać się źródłem najróżniejszych zjawisk związanych z etykietowaniem, m.in. stygmatyzacji, inaczej naznaczenia lub piętna, a także stereotypów czy samospełniającego się proroctwa.
Czasami osoba, której przylepi się łatkę „chory”, doświadcza większych cierpień niż wcześniej, gdy jej trudności były tylko zbiorem namacalnych zachowań czy pojedynczych objawów. Zyskanie dla nich fachowego terminu w pewnym sensie automatycznie umieszcza osobę w pewnej kategorii, czy prościej mówiąc – szufladkuje ją. Staje się ona w jakiś sposób inna, różna od reszty społeczeństwa. A już samo pojęcie „choroba” czy „zaburzenie” sugeruje negatywny wydźwięk tej inności. W ten oto sposób jednostka zyskuje piętno.
Wielu badaczy twierdzi, że piętno samo w sobie powoduje utożsamienie się z dolegliwościami. Ktoś zaetykietowany bardzo szybko zaczyna definiować siebie przez swoją dolegliwość. Chorobę widzi nie jako coś, co można zwalczyć, ale jako coś, co jest częścią niego. On nie ma anoreksji – jest anorektykiem. Nie choruje na otyłość – jest otyły. To zjawisko odnosi się również do postrzegania osoby przez innych. Wynika bowiem z naturalnej tendencji ludzi do generalizacji, a więc poczucia, że jeśli ktoś ma jedną negatywną, nieakceptowaną cechę, to cały musi być po prostu „zły”.
Jeśli więc osoba, która – przykładowo – nie manifestuje widocznie swoich zaburzeń odżywiania, w jakiś sposób je ujawni osobie niestygmatyzowanej, może się spodziewać nieprzyjemności. Bardzo często osoby niedotknięte daną przypadłością, nie wiedzą jak się zachować i stają się nazbyt świadome inności rozmówcy. Ich uwaga przestaje się skupiać na właściwych elementach interakcji, zawęża się na nietypowym stanie i wprawieni są w zakłopotanie. Typowe przejawy dyskomfortu to, m.in. ostrożne napomknienia o stan rozmówcy, tabuizacja zwyczajnych słów (np. głód, jeść), unikanie kontaktu wzrokowego, by przypadkiem nie skupić go na elementach ciała związanych z nagle wyeksponowanym zaburzeniem. Osoba naznaczona boleśnie to odczuwa, często staje się bardziej wycofana i mniej pewna w sytuacjach społecznych.
Pomijając fakt, że nie zawsze można zataić swój stan (np. w przypadku otyłości), to osoba nagle uświadomiona przez diagnostę, że odbiega od normy, wchodzi w interakcje z podświadomym niepokojem. Zastanawia się: „Czy widać moją inność? Jak rozmówca mnie odbiera? Czy jest wobec mnie szczery?” Tutaj wkracza mechanizm samospełniającego się proroctwa. Takie myśli mają wpływ na mowę ciała osoby naznaczonej oraz tego, jak odbiera różne informacje zwrotne od partnera interakcji. W efekcie, on to wyczuwa i reaguje podobnie. Koło się zamyka – jeśli uważasz, że zostaniesz źle odebrany, bardzo prawdopodobne, że tak się stanie.
Po otrzymaniu etykiety od diagnosty, czasami klient staje się boleśnie świadomy swojej odmienności. Z jednej strony objawy, z którymi kiedyś mógł sobie całkiem dobrze radzić, nagle urastają do rangi poważnego problemu zdrowotnego, a być może nawet zagrożenia życia. Z drugiej jednak, nie wolno zapomnieć, że samo rozpoznanie i uznanie problemu to pierwszy krok do zmian. Taka gwałtowna pobudka może pozytywnie działać na motywację niektórych ludzi.
Uzyskanie jednolitej nazwy dla naszych problemów daje nam psychiczny komfort – to tzw. zjawisko Rumpelstilzchena. Gdy dostajemy termin medyczny dla naszego zaburzenia, odczuwamy ulgę. Odzyskujemy kontrolę poznawczą nad naszym problemem, wiemy, co nam dolega, potrafimy to skategoryzować i zamknąć w ramki. Coś, co było nienamacalne, nagle zyskuje przysłowiowe ręce i nogi.
Teraz możemy zacząć szukać rozwiązań. Wyszukiwanie informacji o zaburzeniu w Internecie, wybór odpowiedniego specjalisty i leczenia, a także znajdowanie grup zrzeszających ludzi, którzy podzielają nasze trudności – to wszystko jest niemożliwe lub przynajmniej bardzo utrudnione bez odpowiedniego słowa klucza. Znajdując ludzi, którzy nas rozumieją i przechodzą przez to samo, a także łączenie się w grupy wsparcia, może przeciwdziałać psychicznym konsekwencjom stygmatyzacji. Pomoc innych ma nieraz dużo większe znaczenie dla skutecznej eliminacji cierpienia, niż desperackie próby zaleczenia problemu, wielokrotnie kończone fiaskiem z powodu niskiej motywacji.
Mówiąc o motywacji, warto zwrócić uwagę na pewien negatywny skutek zjawiska Rumpelstilzchena. Nieraz zdarza się, że osoba ze zidentyfikowanym zaburzeniem zaczyna przypisywać mu wszystkie możliwe niepowodzenia w różnych aspektach swojego życia. Problem staje się wymówką dla unikania aktywności i obowiązków, a jednostka przyjmuje rolę pacjenta i całkowicie oddaje się pod opiekę innych. Wykształca się wyuczona bezradność, pacjent definiuje siebie przez pryzmat choroby i ogarnia go niemoc. Brak mu motywacji do kooperacji i zmiany, bo po prostu w nią nie wierzy, a to stanowi prawdziwą przeszkodę przy wszelkich próbach udzielenia mu pomocy.
Wady i zalety etykietowania są jednak tak naprawdę nierozerwalnie związane. Jego efekty mają zarówno pozytywne i negatywne skutki dla walki z chorobą. Profesjonalny diagnosta powinien potrafić stwierdzić, czy dany klient ma przeciwwskazania do etykietowania. Nie liczy się bowiem ilość wad i zalet, ale ich subiektywna wartość. Niektórzy cierpiący wolą po prostu znać swoje objawy i ich leczenie, a zyskanie łatki może ich zupełnie zdezorganizować. Natomiast innym, sprecyzowanie ich stanu może dać komfort i otuchę konieczne do szukania rozwiązań. Warto poinformować pacjenta na temat skutków etykietowania, bo już sama wiedza o niekorzystnym efekcie może go zminimalizować.
Bibliografia:
Paluchowski W.J., Diagnoza psychologiczna. Podejście jakościowe i ilościowe., wyd 1., Wydawnictwo Naukowe „Scholar”, Warszawa, 2001
Goffman, E., Piętno. Rozważania o zranionej tożsamości., wyd 1., przeł. Dzierżyńska A., Tokarska-Bakir J., Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk, 2005
Społeczna psychologia piętna, pod red. Heatherton T.F., wyd. 1, Wydawnictwo naukowe PWN, Warszawa, 2008, rozdz. 10, Kłopotliwe momenty w interakcjach między jednostkami niestygmatyzowanymi i stygmatyzowanymi
Kojder A., Co to jest teoria naznaczania społecznego?, Studia Socjologiczne, 1980, (3) 45-65.
Autor: Aleksandra Frydrysiak
Bądź na bieżąco i dołącz do newslettera!